czwartek, 23 lutego 2012

Jak myślą o nas?

Jak postrzegany jest naukowiec w społeczeństwie? Odpowiedzieć na to pytanie nie jest trudno. Wystarczy odcinek jakiegokolwiek serialu science-fiction. Nauka - żeby wywierała odpowiedni efekt mysi spełniać kilka warunków: musi świecić (w sensie - migotać, pulsować, błyskać - cokolwiek; byleby była obecna "gdzieś" sterta urządzeń z dużą ilością świecących guzików, skaczących oscyloskopów i piszczących ekranów); po drugie - musi być sama (naukowiec to pustelnik, mag, czarowni; samodzielnie destyluje z powietrza i świata ekstrakt wiedzy); i trzy - muszą, ale to muszą być równania. Dlaczego równania? Zagadka: jaki jest najłatwiejszy sposób sprawienia, żeby w filmie czy serialu wprowadzić mocno naukowy, hardkorowy klimat? Wystarczy duża biała tablica zapisana rzędami równań i wykresów, drobnych robaczków całek i różniczek. Z reguły te równania nawet nic nie znaczą, pod wzroem na swobodny spadek mamy któreś równanie Maxwell,a zgrabny lejek narysowany w stylu wireframe, kilka wzorów skróconego mnożenia i voila.
Dlaczego tak się dzieje? Najważniejsze chyba jest to, że od początku nauki - w szkole podstawowej i gimnazjum - nauka jest konsekwentnie ubierana w pozory skomplikowania i nieprzystępności. Formalizm jest jedynym językiem nauki, jaki stosuje się w szkole - a uczeń od samego początku jest przyzwyczajany, że nauka to coś elitarnego, co on powinien tylko liznąć i zdać. W dorosłym życiu nie mamy też potrzeby poznawania nauki głębiej - a przecież rozumienie otaczającego nas świata powinno być umiejętnością każdego człowieka. Nie chodzi tutaj o recytowanie z pamięci praw mechaniki kwantowej - ale np. umiejętność odpowiedzenia czym jest kot Schroedingera lub teoria ewolucji Darwina. O ileż łatwiej byłoby nasze własne dzieci przywyczajać do tego, że nauka jest właśnie taka: interaktywna, przystępna, obrazowa i barwna. Tutaj właśnie wchodzi popularyzacja nauki z jej wielkim potencjałem.

Jako współpracownik Uniwersytetu Dzieci  - sam nie potrafię bardziej docenić roli, jaką popularyzacja nauki, nakierowana na interaktywność i wyobraźnię - ma w jej demistyfikacji i urealnieniu. Swego czasu byłem na występie świetnej brytyjskiej grupy aktorskiej - sam program o tytule Visualise miał na celu obrazowe, wykorzystujące światło, kolor i ruch, przedstawienie zasad fizycznych rządzących światem. Ale tego typu przedstawienia powinni sobie fundować nie tylko młodzi adepci - także naukowcy powinni ciągle szukać sposobów na opowiedzenie o swojej pracy prościej, lepiej, taniej (!) i barwniej. Bo nie tylko ich prywatna przyjemność z popularyzowania nauki ma tu znaczenie. Lepiej przekazując wiedzę lepiej zdobywamy na naukę pieniądze, budzimy zaufanie społeczeństwa (które wreszcie wiec o co chodzi) i sprawiamy, że zapisana tysiącem równań tablica przestaje być synonimem nauki. Dobrym zadaniem domowym może być coś takiego: jaka animacja/eksperyment (nawet myślowy!) najlepiej uosobi Twoje badania? Warunki: bez wzorów, wykresów, liczb. Tylko czysta wyobraźnia :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy